Wiatr.
Kilka lat temu ciąngłem nad morze przyczepę niewiadowską i dwa rowery na dachu,, wiatr był taki silny ze myślałem że nie dojadę.Samochód zamiast 8 l. diesla spalił 11l ,jedynym ratunkiem była jazda za tirem ale nie wszystkie jadą w tym samym kierunku. W okolicy Łodzi zauważyłem że zerwało mi dach z przyczepki . Po 16godz. dojechaliśmy na miejsce,a na przyczepce założyliśmy folie ogrodniczą i wyszła nam przyczepka z szyberdachem .
Mirek.
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 128 Skąd: Ontario, Kanada
Wysłany: 2012-02-28, 22:06
Raz przymocowałem oddzielnymi linkami canoe do mojego bagażnika, przewlokłem je przez 'thwarts' (nie wiem, jak po polsku-te 'rurki' w srodku kanu, pomiędzy dwoma burtami) oraz siedzeniami i wtedy było o wiele stabilniejsze i odporne na wiatr. Trochę zabiera to czasu, ale w tym roku będę tak właśnie robił, bo nie chciałbym drugi raz przeżyć podobnej sytuacji. W razie nawet dużego wiatru, kanu nie ma prawa się ruszyć--chyba, że razem z całym dachem!
Dach mojego samochodu nie jest płaski i to jest następnym problemem--parę razy bloki się wysunęły i je zgubiliśmy. A co do wiatru, to od czasu do czasu słyszy się, jak to zostały przewrócone ciężarówki (zwykle puste) lub nawet małe samochody, szczególnie na mostach. W takich warunkach nie odważyłbym się chyba jechać z kanu na dachu, niezależnie od tego, jak jest ono do samochodu przytwierdzone.
Być może powinienem założyć jeszcze inny bagażnik, składający się z dwóch horyzontalnych 'belek', na których ono może spoczywać, ale ponieważ samochód ma swoje lata, wstrzymuję się z takim zakupem.
Poniżej jeszcze jedno zdjęcie sposobu, w jaki kanu jest przytwierdzone do dachu:
Wiatry, jakby zmieniły się, w ostatnich czasach. Biały szkwał na Warmi i Mazurach, uśmiercił wielu niedoświadczonych wodniaków. (Zawsze na noc, jeśli nie slipujesz, to cumuj na zachodniej stronie akwenu, itp.). I tak, uzbierałoby się x przykazań. Za mojej obecności w Szwecji, wiatr zerwał most, łączący ląd stały, z wspą Orust. (Zach. między Geteborgiem a Uddewalla.) Konstrukcja "skrzynkowa", wpadła w turbulencje. Most jakby wpadł w korkociąg. Kręciło nim, jak cyrkowiec taśmą. Zginęło trochę ludzi. Ja, trafiłem na czas, gdy budowano już następny most, innej konstrukcji, a ruch na wyspę, odbywał się promami.
Warto przystosować podróż, do warunków meteo. Za tirem jadąc, jesteś bardzo skoncentrowany na hamulcu. A nuż ten tir przed Tobą, musi depnąć, na swój hamulec? Nieszczęście - gotowe. Kiedyś wracając, od Świnoujścia, miałem mleko przed sobą. Widać było na kilkanaście metrów. Kierowca tira, na pewno domyślał się, w jakiej jestem potrzebie, więc jechał bardzo ostrożnie. Ale nie wiem, czy gdyby musiał... To był dzień 23/24 grudnia, koniecznie chciałem być w domu. Byłem "wykończony"! Zawsze te konieczności, okazują się potem, że można było, deko poczekać. Czy wożenie takich kubatur na dachu, jest koniecznością? Czy tłuścioch wozi lodówkę na dachu, ponieważ inna, jest za mała? Mamy teraz inne możliwości. Np. wypożyczalnie zorganizowane. Widziałem także już i u nas. Wypożyczasz w górze, zostawiasz w dole cieku. Właściciel transportuje sobie, z powrotem. No, ale zawsze co ukochane kanu... Dlatego warto zaczekać z podróżą, do np. jutra.
Dziękuję przedmówcy za dużo wspaniałych opisów i zdjęć. Pewnie nigdy Tam (Kanada) nie będę, czego żałuję. Tak jak nie będę, na żadnym meczu piłki nożnej, czego nie żałuję. (mieszkam między stadionami piłkarskimi, Legii i Narodowym). W godzinie M, uciekamy na działkę, do zakończenia zawodów. 50 m. od bramy, płynie ukochana Utrata. Ciekawe, czy dopłynę Nią do przystani "Rejsy", koło domu w Warszawie... Muszę to sprawdzić.
_________________ "Wesołe jest życie staruszka"...
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 128 Skąd: Ontario, Kanada
Wysłany: 2012-02-29, 17:57
W moim przypadku jazda za ciężarówką-czego nie lubię robić-małoby dała, bo wiatr był boczny. A mówiąc o wiatrach... dwa lata temu biwakowaliśmy w parku Massasauga i w ostatni dzień spakowaliśmy się i o 1:00 byliśmy gotowi do odjazdu, ale nagle poczuliśmy silny podmuch wiatru—ot, tak znikąd! Przedtem sprawdziłem prognozę pogody dla wodniaków i nie było ani jednego słowa na temat wiatru. Wiatr był tak silny i tak niespodziewany, że w ciągu pierwszej minuty przewrócił moją kamerę wideo, która była ustawiona na trójnogu. Zacząłem się niepokoić, jak sobie poradzimy z płynięciem na kanu z powrotem, bo przecież musieliśmy przepłynąć kilka otwartych połaci wodnych—ale tak nagle, jak zaczęło wiać, tak nagle przestało. Do dzisiaj nie znalazłem wyjaśnienia tego niezwykłego zjawiska.
Podobną historię opowiadał mi żeglarz--gdy stali zacumowani na zatoce Georgian Bay blisko brzegu, nagły wiatr zaczął ich pchać na skały i ledwie udało się im temu zapobiec.
A kanu to mi już raz odpłynęło... nie przywiązałem go, ale prawie cały było wyciągnięte na brzeg. Wieczorem wiatr spowodował, że podniósł się poziom wody i kanu oddaliło się ponad kilometr, na szczęście była to ślepa zatoka i go znaleźliśmy (z pomocą innych wodniaków). Od tego czasu zawsze go przywiązuję! Co do wypożyeczenia, to do tej pory czasem to robimy... ale nie jest to często proste: nie wiadomo, co się dostanie, nieraz takie kanu są strasznie ciężkie, wywrotne i małe, ceny są spore ($40-50 dziennie), wypożyczalni nie ma albo są oddalone i trzeba i tak kanu wozić... no i nie ma to, jak swoje!
Dziękuję za miłe słowa... do Kanady nie jest tak trudno obecnie przyjechać, pewnie ogromna większość tych przyjeżdżających nigdy nawet nie zobaczy kanu, zajęci pracą i jej szukaniem. A co do Legi, to w latach siedemdziesiątych byłem na 2 meczach (chociaż przy moim bloku stawał autobus 166/366, jadącu na stadion Legii), żadnym sportem się nie interesuję, a od pół roku zabrano mi nawet te 5 telewizyjnych kanałów, jakie mogłem ściągnąć pokojową anteną, bo przeszli na system 'digital' i w ogóle mój stary TV nie odbiera żadnych stacji... i przypuszczam, że dużo nie tracę!
Jeśli Ci napiszę, że 166 (366 - nie istnieje) przeszedł na inne trasy. A w zamian, zatrzymuje się 171 i jest to przed, przed ostatni przystanek, bo następny jest pod wiaduktem mostu, a pętla jest przy Torwarze. To możesz wydedukować, że mieszkamy (mieszkaliśmy w Twoim przypadku, ale jeszcze nie jestem pewien,
prawdopodobnie), w tym samym domu. My, od 1972 roku. Świat stał się "globalną wioską". Nie na żarty. Czasem zaglądam do "chłopaków", do klubu Rejsy, za hotelem, przy kanale Czerniakowskim. Kanu, zawsze uważałem za coś, mniej wymagającego od właściciela. Dla którego nie trzeba mieć patentu sternika, lub jakichś skomplikowanych wiadomości. Ale ostatnio, dzięki kolegom na forum Kanu, zaczynam widzieć kanu, "innymi oczami"!
_________________ "Wesołe jest życie staruszka"...
Dołączył: 08 Sie 2010 Posty: 128 Skąd: Ontario, Kanada
Wysłany: 2012-02-29, 21:47
Mieszkałem na Woli, w oklicach Żelaznej i d. Świerczewskiego. Dużo się zmieniło, włącznie z nazwą mojej ulicy.
W Polsce pływałem na żaglach na Mazurach, było super. Pływaliśmy wszędzie, na noc rozbijaliśmy się przy brzegach, nie trzeba było specjalnie uważać na skały czy mielizny. W Kanadzie też chciałem kontynuować to hobby, ale pomijając koszty i o wiele bardziej skomplikowany ekwipunek/umiejętności (bo chyba żadnych pozwoleń oficjalnie nie trzeba mieć), to zniechęciły mnie same jeziora—te napiękniejsze na północy, gdzie pływam na kanu, znajdują się na Tarczy Kanadyjskiej, mają setki tysięcy skał, zatoczek, mielizn, wąskich cieśnin, podwodnych skał, wysepek—po prostu blisko brzegu żaglówką nie da się pływać, a przecież to właśnie najwspanialsze tereny i dlatego b. rzadko widzi się na pomniejszych jeziorach żaglówki—jak są, to daleko od brzegu, trzymają się dokładnie szlaku nawigacyjnego i pewnie mają właczone dwa GPS-y. Nawet małą łodzią motorową trzeba bardzo ostrożnie pływać, lokalni mieszkańcy nieraz zawadzają silnikiem o skały, chociaż znają ‘na pamięć’ wszystkie trasy. A żeglowanie na otwartych jeziorach—np. jezioro Ontario, Erie lub nawet zatoka Georgian Bay—szybko znudziłoby mi się. Kanu rozwiązało sprawę, jest idealne pod każdym względem: tanie, proste, możliwe do przewiezienia, ładowne, nie wymaga żadnych pozwoleń, licencji lub rejestracji—i pozwala dostać się do najpiękniejszych i normalnie niedostępnych miejsc, a do tego w niektórych miejscach można nadal bezpłatnie biwakować jako że stanowią ‘crown land’, tzn. należą do rządu. Dlatego od czasu, gdy zacząłem pływać na kanu, też na niego patrzę ‘innymi oczami’.
To Kanada, przypomina mi z Twojego opisu, jako żywo, Finlandię. Tam, każdy niewidoczny kamień jest oznakowany, pomarańczową tyką. Tylko cieszyć się, z naszej piaskowo gliniastej ojczyzny. Przy budowie domku letniskowego, pod płytę fundamentową, używali Finowie, niezwykle cennego piasku(ponieważ nie było go, piasek najczęściej robiono ze skał). Na zaprawę, przywoziłem samochodem osobowym z Wassa, piasek w torebkach, od kuzyna właściciela, który "budował się". Nasza ojczyzna, jest dobrem sama w sobie. Którą doceniamy dopiero na obczyźnie. A wszystko dlatego, że: był sobie lodowiec ... Czasem wyobrażam sobie Allaskę z Kanadą i warunki tam życia. Zdaje się, że musiałbym uczulić się jeszcze na Gryzli, szopy, wilki. A komary, przy których nasze, są aniołkami, doprowadzały mnie w inlandii do furii, pewnie w tym rejonie Ameryki, także są niezgorsze.
Wszelkie płyny i maści, działały niezwykle krótko i nie wolno było smarować powiek, bo piekły. Ale jeśli zapomniałeś posmarować, jakiś fragment ciała, to natychmiast wiedziałeś, gdzie to było. Po powrocie, wieczorem ciepłym, spacerowałem w majtkach po sadzie i dziwiłem się (śmiałem się) z moich, że pozakładali sweterki i oganiają się przed rzadkimi komarkami...
Z niecierpliwością czekam, na spływ Pisą. Będzie to mój chrzest na kanu, choć mieszkając czas jakiś, na Mazurach, w Ełku, używałem kajaka z mniejszą radością, niż omegi czy innej żaglówki.
Niebawem, spłynę rzeką Jeziorką,(w zakresie Powiatu Piaseczyńskiego) z aparatem foto, aby wykazać, jak noworysze traktują rzeką, która niechcący graniczy z ich posiadłościami.
_________________ "Wesołe jest życie staruszka"...
grzegorz Pomógł: 1 raz Dołączył: 22 Lut 2012 Posty: 28 Skąd: Sępólno Krajeńskie
Wysłany: 2012-03-10, 21:37
A to jest mój pomysł na przewożenie kanu. W miejsce haka przykręcam tymczasowo wspornik, do którego wsuwam teleskopowo trzecią belkę. W zeszłym sezonie przerobiłem wspornik w taki sposób, że mogę jednocześnie ciągnąć przyczepę i przewozić na dachu 4metrową żaglówkę. Zainstalowałem na ostatniej belce również długi wałek dzięki, któremu wtaczam łódkę na dach bez większego wysiłku.
Świetny patent. I wody pitnej, można "nałapać"!
Czy jak umocujesz dziób łodzi, do wózka (przypuszczam), to wpychasz łódź, po prowadnicy, na dach w kierunku do przodu auta?
_________________ "Wesołe jest życie staruszka"...
grzegorz Pomógł: 1 raz Dołączył: 22 Lut 2012 Posty: 28 Skąd: Sępólno Krajeńskie
Wysłany: 2012-03-12, 09:30
bosman napisał/a:
... Czy jak umocujesz dziób łodzi, do wózka (przypuszczam), to wpychasz łódź, po prowadnicy, na dach w kierunku do przodu auta?
Dokładnie tak. Konstrukcja składa się z dwóch fabrycznych belek, jednej mojej belki z gumowym wałkiem, dwóch listew wzdłużnych, do których przykręcone jest na stałe 6 rolek stabilizujących, dwóch gniazd pod kil wyłożonych grubym filcem. Wszystko jest skręcone na śrubki. Montaż zajmuje kilkanaście minut, a samo włożenie łódki wymaga minimum dwóch osób.
bosman napisał/a:
... I wody pitnej, można "nałapać"! ...
A co w tym złego, że wody się nałapie? Że niby będzie miało to wpływ na wzrost wagi i drastycznie pogorszy się stabilność auta? Może i tak, ale chyba nikt nie jest tak głupi, by z tą wodą jechać, tylko po ulewie/deszczu zatrzyma się i wyleje zbędny balast. Natomiast moja żaglówka ma kokpit odpływowy do skrzynki mieczowej, więc "problem" mam z głowy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach